"SHORTCUT - MAŁE HISTORIE, WIELKIE SPRAWY"
Opowieść o sąsiedztwie - "Superjednostka" Teresy Czepiec
Kolejna projekcja z cyklu "Shortcut..." poświęcona była polskiemu dokumentowi, który znalazł się w pakiecie programu. Dwudziestominutowy film to debiut reżyserski Teresy Czepiec. Ukazuje migawki z życia mieszkańców katowickiej Superjednostki- ogromnego bloku mieszkalnego, jednego z największych w Polsce – z 762 mieszkaniami, w których może mieszkać nawet 3000 ludzi. Bohaterami filmu są właśnie jego mieszkańcy.
Co wiemy o sobie? Na ile nasza wiedza jest obiektywna? Na te pytania odpowiadaliśmy analizując kolejne sceny filmu oraz fragmenty wywiadu z reżyserką.
Zdjęcia i historie zostały zaprezentowane na kolejnych zajęciach i profesjonalnie ocenione przez jury uczniów ze starszych klas..
Grupy przy prezentacji:
Jury przy pracy:
Ocena zdjęć i historii:
A oto zdjęcia i historie, które powstały....
Dla nieświadomych niczego ludzi budynek ten wygląda zupełnie niepozornie; jest zbudowany na planie kwadratu, ma parter i pierwsze piętro, dwa balkony - wygląda na zwykły dom mieszkalny. Nikt nie mógłby pomyśleć, że służył do innych celów niż jako miejsce zamieszkania zwykłej rodziny…..
W 1941 roku podczas II wojny światowej tutaj naziści przeprowadzali eksperymenty na ludziach. Byli oni poddawani torturom, sprawdzano na nich działania leków i różnych środków psychoaktywnych. Ściany zostały wygłuszone, żeby nikt nie słyszał krzyków i jęków torturowanych ofiar. Żyli w nieludzkich warunkach. Sprawdzano, jak funkcjonują bez jedzenia i picia. Nikt nie przejmował się ich potrzebami fizjologicznymi. Często tu kończyło się ich życie, a zmarłe ofiary spalano masowo w mniejszym budynku obok.
Po wojnie wielokrotnie próbowano zburzyć ten dom ze względu na brak właściciela. Jednego dnia ekipa budowlana burzyła fragment domu, lecz gdy następnego dnia wracali dokończyć pracę, budynek pozostawał taki, jak przed robotami. Sytuacja ta powtarzała się cały czas. Zburzenie domu było niemożliwe. Po wielu nieudanych próbach rozbiórki budowlańcy postanowili przenocować w tym domu, aby upewnić się, że ich praca zostanie na takim poziomie, na jakim ją zakończyli. Następnego dnia jednak mężczyźni zniknęli bez śladu i słuch po nich zaginął. Od tego momentu nikt nie podejmował się wyburzenia budowli.
Obecnie budynek znajduje się w sąsiedztwie innych domów jednorodzinnych. Ze względu na jego stan przechodnie omijają go szerokim łukiem i nie cieszy się zainteresowaniem obecnych władz.
Podobno co jakiś czas w nocy w wybitym oknie można zauważyć niewyraźną sylwetkę człowieka; inni zaś twierdzą, że przechodząc obok słyszeli krzyki. Czy historie te są prawdziwe? Tylko odważni mogą się sami o tym przekonać…
Ten
budynek wygląda niewinnie. Uchylone, zniszczone drzwi, wybite okno, schody
przysypane liśćmi. Obok domu leży stara koszula, świeczka i jakieś popękane,
zardzewiałe już naczynia. To wszystko mówi nam, że ktoś tu kiedyś mieszkał. Szczególnie kiedy zapada zmrok, to miejsce
nabiera grozy. Jednak ono zasługuje na ciszę, a dowodzi tego historia, która zdarzyła
się wiele lat w tych czterech ścianach.
Historia budynku sięga wielu lat wstecz. Niegdyś dom
ten wypełniało ciepło rodzinne i wszystko wydawało się tętnić życiem. Ze ścian
nie odpadał tynk, a okna były dokładnie umyte i ozdobione gustownymi firankami.
Budynek zamieszkiwało młode małżeństwo. Sprawiali oni wrażenie idealnej pary,
zawsze pogodni i uśmiechnięci, widać było, że łączy ich prawdziwe uczucie. W
rzeczywistości jednak sytuacja nie wyglądała jak bajki - ściany budynku
słyszały częste kłótnie małżeństwa, które czasami były tak poważne, że żona
musiała iść nocować do swojej matki. Z każdym dniem awantury stopniowo się
nasilały, wydawać by się mogło, że para zapomniała już, jak się normalnie
rozmawia. Z czasem mężczyzna odkrył, że jego żona potajemnie go zdradza. Był
straszliwie zły i zdenerwowany, lecz starał się ukryć, że wie o tajemnicy swej
małżonki. Zaczął układać zbrodniczy plan.
Postanowił, że jedynym sprawiedliwym rozwiązaniem i odpowiednią karą
będzie zabicie kobiety.
Nazajutrz,
kiedy zapadł zmrok i jego żona poszła spać, mężczyzna z przygotowanym nożem
udał się do sypialni. Upewnił się, że małżonka śpi i pozbawił ją życia. Jej
zwłoki zakopał w pobliskim lesie. Nie miał poczucia winy i nie myślał o tym, że
będzie teraz samotny. Sądził, że to co
zrobił było jak najbardziej sprawiedliwe i nie żałował tego.
Minął
miesiąc od zabójstwa. Nikt nie dowiedział się o tajemniczej śmierci. Pewnego
wieczoru, mężczyzna położył się i próbował zasnąć. Po chwili wstał z łóżka, żeby napić się wody. Wchodząc do
kuchni ujrzał kobietę z nożem w ręku
widoczną jak przez mgłę. Usłyszał też bardzo spokojny głos, który mówił mu o
nienawiści, o tym, jak bardzo skrzywdził swoją żonę. Kiedy podszedł bliżej
tajemniczej postaci, zrozumiał że to jego zamordowana żona. Przestraszył się - do tej pory nie wierzył w duchy. Zmarła żona
zapewniła go, że przez to co zrobił, nie da mu już spokoju do końca jego życia
. Codziennie, o tej samej godzinie będzie go nawiedzała i okaleczała mu dłoń do
tej pory, aż umrze. Od tamtej pory morderca nie przespał żadnej nocy… aż
pewnego dnia zniknął.
Od
tamtych zdarzeń minęło wiele lat. Po latach zatrudniono detektywów, aby
przyjrzeć się terenowi i odkryć tajemnicę zniknięcia mężczyzny. Śledztwo nie
zostało dokończone, ponieważ nigdzie nie znaleziono śladów, które wskazywałyby
na jakąkolwiek zbrodnię. Jednakże nie raz mieszkańcy wsi opowiadali, że
wieczorami drzwi do budynku otwierają się, zasłonki odchylają się, a w oknie
pali się maleńka świeczka. Do tej pory nikt nie odważył się zostać tam na noc i
sprawdzić co tak naprawdę jest przyczyną niewyjaśnionych zdarzeń...
W
tym domu mieszkał kiedyś Pan Eugeniusz, elektryk, głowa czteroosobowej
rodziny. Razem z żoną wiedli szczęśliwe i spokojne życie, jednak pewien
incydent zmienił wszystko.
Pewnego dnia żona Pana
Eugeniusza, która jako krawcowa pracowała w domu usłyszała głośny dźwięk
tłuczonego szkła. Dźwięk dochodził z kuchni, żarówka się spaliła. Pan Eugeniusz
kończył pracę tego dnia wyjątkowo późno, kobieta była zdana na siebie. Usiłowała wymienić żarówkę, ale poraził ja prąd. Nikt nie przypuszczał, że zwykła, prosta czynność
może okazać się przyczyną tragicznych wydarzeń i tak silnie oddziaływać na
przyszłość.
Lokalnej społeczności to
wydarzenie utkwiło w pamięci. Jednak tym, którym cierpiał najbardziej był Pan
Eugeniusz. Jego żona była wspaniałą kobietą, rozumiała go jak nikt inny, zawsze
wiedziała co myśli i co czuje. Jej odejście całkowicie go zmieniło.
Minął rok. Ludzie, widząc Pana
Eugeniusza klepali go w ramię i często powtarzali: „Przestałbyś już o tym
rozmyślać” , „Co było już się nie odstanie”, „Pogódź się z tym”. Mężczyzna
chciał rzucić pracę, utopić smutki w alkoholu, a nawet ze sobą skończyć, od
tych myśli odwodziły go jedynie dzieci- one były dla niego całym światem.
Dzień i noc nękały go jednak myśli, dlaczego to spotkało jego rodzinę. Smutek
przerodził się w złość, żal w nienawiść, a wszelkie pozytywne emocje i myśli
opuściły mężczyznę.
Dni mijały, miesiąc za miesiącem przychodziły
kolejne zlecenia. Awaria prądu, wywrócone drzewo na linię, zgłoszeniom nie było
końca. Tyle, że wraz z ilością zgłoszeń rosła ilość wypadków. Nikt nie pomyślał
żeby powiązać z tymi zdarzeniami Pana Eugeniusza, no bo dlaczego, po co.
Tymczasem elektryk, zamiast naprawić zepsuty sprzęt bądź usunąć
zagrożenie zewnętrzne nadcinał, wyciągał przewody, pozostawiał drobny
szczegół, który zmieniał wszystko.
Jeden wypadek jak sam później
przyznał Pan Eugeniusz był ciekawy i skomplikowany w przygotowaniu. Był to jego
ulubiony. Problem był z żarówką. Należało ją wymienić, spaliła się z
nieznanych
przyczyn. Żarówka tkwiła w ozdobnym żyrandolu i ciężko było się do niej dostać.
Domownicy przekonani, że po interwencji elektryka wszystko jest w porządku
postanowili zaparzyć herbaty. Po włączeniu kuchenki gazowej całe pomieszczenie
stanęło w płomieniach. Nie było czego zbierać z małej chatki.
Wszystko wyszło na jaw, gdy sam
Pan Eugeniusz zgłosił się na policję, przyznał się do wszystkiego i opowiedział
całą historię. Musiał ponieść konsekwencji swoich czynów. Do miasteczka już nie
wrócił.
Dziś jego
mieszkańcy opowiadają sobie tę opowieść ku przestrodze. Gdyby nie wypadek
Elżbiety przy wymianie żarówki, historia tej rodziny na pewno potoczyłaby
się inaczej.....
Wiele lat temu w ogromnym lesie zamieszkał mężczyzna. Jego wielki,
murowany dom wśród spacerowiczów budził lęk i niepokój, dlatego zawsze omijany
był szerokim łukiem.
Pewnego dnia w mieście położonym
tuż obok zaginęła młoda dziewczyna. W trakcie poszukiwań znaleziono jej but-
leżał niedaleko miejsca zamieszkania owego mężczyzny. Od razu został posądzony,
lecz śledztwo udowodniło jego niewinność. Zwłok dziewczyny nigdy nie
odnaleziono, a prawdziwego sprawcy nie ukarano. Jednak rodzina zaginionej
zawsze obwiniała bezwinnego, rozpowiadając na jego temat straszne plotki i nie
dając mu spokojnie żyć. Po wielu latach zmarł samotnie, bez niczyjego wsparcia.
Jego dom do dzisiaj stopniowo pożera upływ czasu. Niewinny umarł w
zapomnieniu, a prawdziwy sprawca nadal spokojnie żyje w pobliskim mieście….
Była zima, a mimo to budowa nowego bloku trwała w
najlepsze. Rano, skoro świt pracownicy rozpoczynali stawianie budynku. Budowa
ta - słabo zabezpieczona stała się najpopularniejszym miejscem schadzek
młodzieży.
Pewnego dnia, wyglądałem
przez okno obserwując jak posuwają się prace na placu budowy. Nagle z szybu
windy wystrzeliło niebieskie światło. Było to coś niesamowitego, więc szybko
założyłem kurtkę i pobiegłem na plac budowy. Przeczołgałem się pod ogrodzeniem
i pobiegłem do szybu. Zamiast otworu wejściowego widniał tam błękitny obiekt
przypominający portal. Niewiele
myśląc przebiegłem przez niego.
Obudziłem się na kwiecistej
łące. Wtem przed moimi oczami pokazał się panel niczym z gier mmorpg. Według
niego moja rasa to tak naprawdę arcydemon a nie człowiek, że moja siła równa
się 1050 punktom, MP 1200, a moja “praca” to przyszły Władca Demonów i
specjalizacja to zabójca. Byłem tak zdezorientowany, że uderzyłem głową w
drzewo. Usłyszałem głośny huk a, z drzew w promieniu 10 m nie zostały nawet
drzazgi. Stwierdziłem, że muszę uważać na moją siłę i przestudiować mój status
raz jeszcze. Moje HP stało jeszcze na wyższym poziomie, gdyż wynosiło 5000.
Najwidoczniej Arcydemon to nie byle jaka płotka. Wśród skili takich jak
Kamuflaż, Regeneracja czy Władca Cieni znajdowała się umiejętność nazwana
Przenośny Ekwipunek. Spróbowałem jej użyć i nagle w moich dłoniach znalazły się
dwa stalowe sztylety z rubinową głownią i czarnym jelcem. Otworzyłem ekwipunek
jeszcze raz i wyciągnąłem z niego czarny płaszcz i katanę, którą przywiesiłem
sobie przy pasie.
Ruszyłem do miasta, aby
poszukać pracy jako poszukiwacz przygód. Byłem pewny, że taka praca istnieje,
gdyż po drodze natknąłem się na kilka goblinów i dzikich psów. Myślałem nad
znalezieniem sposobu na powrót na Ziemię, ale stwierdziłem, że tam i tak nikt
ani nic na mnie nie czeka tylko nudna codzienność. W taki oto sposób
rozpocząłem nowe życie w nowym świecie jako Arcydemon Kurookami.
Stara,
drewniana chata. Przed nią na ławeczce siedzi przytulona para. On – Bogumił, 92
lata, niewysoki staruszek o jasnoniebieskich oczach i krótko przystrzyżonych,
siwych włosach. Na jego okrągłej twarzy malują się zmarszczki. Nie wygląda
jednak na swoje lata. Schludnie ubrany, lekko przygarbiony wpatruje się w okno
na poddaszu. W prawej ręce trzyma laskę, lewą obejmuje Katarzynę. Ona-
czternaście lat od niego młodsza. Spod jej wełnianego beretu wystają lekko
falowane i upięte w kucyk, siwe włosy.
Kiedyś zapewne były ciemne, co zdradzają jej duże, piwne oczy i śniada cera.
Twarz ma szczupłą i mocniej pomarszczoną od niego. Ubrana w długi, beżowy
płaszcz sprawia wrażenie kobiety zadbanej i eleganckiej. Opiera głowę na jego
ramieniu. Od czterech lat są małżeństwem. Znają się od dziecka.
W
tym domu obydwoje się urodzili. Ich matki pracowały razem, a on bardzo często
opiekował się „gówniarą”. Jego pasją była literatura. Dużo czytał, także małej
Kasi do snu. Dostał się na Uniwersytet Warszawski, na polonistykę i wyprowadził
do stolicy. W rodzinnym domu bywał rzadko, ale zawsze do niej zaglądał, gdy był
w odwiedzinach u rodziców. Po latach ich drogi się rozeszły. Bogumił ożenił
się, urodził mu się syn. Wkrótce wylecieli do USA „za chlebem”. Jego żona
zmarła młodo na nowotwór. Dorosły syn wrócił do Warszawy. On nie mógł – podpisał
wieloletni kontrakt.
Katarzyna
także założyła rodzinę. Zamieszkała z mężem i córką w Piasecznie. Ukończywszy
szkołę krawiecką zatrudniła się w Teatrze Narodowym jako garderobiana.
Spełniała się w tym zawodzie aż do emerytury.
Spotkali
się w styczniu 2014 roku w Warszawie,
przypadkiem. On przyleciał na pogrzeb syna. Właśnie wracał z cmentarza.
Zobaczył ją na przystanku PKS. Nie poznał jej, ale miał przeczucie, że się
znają. Zagadnął do niej coś o pogodzie, ale nie chciała z nim rozmawiać.
Postanowił działać. Gdy wsiadała do autobusu, w ostatniej chwili wcisnął jej do
torebki książkę i poprosił, by koniecznie do niej zajrzała. Od teraz wszystko
zależało od niej. Katarzyna poruszona dziwnym zachowaniem starszego pana
wróciła do domu. Wieczorem przypomniała sobie o otrzymanym podarku. Był to
modlitewnik. Nic z tego nie rozumiała. ”Dlaczego on jej to wręczył?”- myślała.
Zaczęła kartkować ów brewiarz i po chwili ogarnęło ją ogromne zdziwienie i
złość. W środku znalazła 200 złotych i karteczkę z numerem telefonu. Nie
czekała, od razu wybrała numer i zaczęła wykrzykiwać do słuchawki: „jak Pan
mógł!”, „co Pan sobie myśli!”, „po co te pieniądze!” Kiedy się uspokoiła
usłyszała: „Kasia? Moja Kasia? To ja, Bogumił! Pamiętasz?” „Te pieniądze to po
to, żeby mieć pewność, że zadzwonisz.” Zamarła na chwilę. Nie mogła uwierzyć,
że to on. Nie widzieli się przecież ponad pięćdziesiąt lat!
Bogumił
nie wrócił już do Stanów. Został z Katarzyną a rok później wzięli ślub. Dzisiaj
spełniają swoje marzenie. Przyjechali zobaczyć ich rodzinny dom. Dom, w którym
się wychowywali i w którym wszystko się zaczęło….
Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń