Ogłoszony w grudniu szkolny konkurs na recenzję filmu z pakietu "Filmoteka Szkolna" został rozstrzygnięty!
Na konkurs wpłynęło 27 prac. Jury wybrało 2 najlepsze recenzje, których autorkami są Natalia oraz Ola z klasy I d. Ich prace zostaną wysłane na ogólnopolski konkurs recenzji "Nakręć się!". Zwyciężczyniom gratulujemy i czekamy na rozstrzygnięcie konkursu w marcu!
Natalia Pożyczka
„Tykający zegar”
Niepokojący i ponadczasowy.
W wielkim skrócie to właśnie takimi słowami mogłabym opisać wielokrotnie
nagradzany film w reżyserii Piotra Dumały pt. „Łagodna”.
W klimat filmu
zostajemy wprowadzeni już na samym początku, już od pierwszych sekund - tykanie
zegara odbija się w głowie echem, a niestabilność obrazu wzmaga tragiczny
nastrój. Zwracają uwagę słowa bohatera - narratora, które są dość… osobliwe: „Dziwaczna myśl… Gdyby
można było jej nie pochować?”. Szybko pragniesz odkryć całą historię, ale musisz
uzbroić się w cierpliwość i skupić na każdym szczególe. Od początku.
W pomieszczeniu jest
ciemno, pomimo tego, iż znajduje się tam duże okno. Promienie słoneczne
oświetlają jedynie leżącą na dwóch stołach sylwetkę młodej kobiety. Jest taka,
jak za życia - delikatna, piękna, łagodna. Obok niej siedzi
przygarbiony, pozostający w mroku mężczyzna, wygląda tak, jakby skrywał jakąś
tajemnicę… Pierwsze pytanie, jakie się rodzi brzmi: „Czy to on jest winny?”. Wiemy,
że jest ono retoryczne….
Każdy kolejny obraz i
każda kolejna scena potęgują niepokój i uczucie dyskomfortu. Ty tylko próbujesz
zasłaniać oczy w obawie przed tym, co stanie się za sekundę. Dokładnie —
sekundę, bo każda klatka ma ważne znaczenie w całej historii; tu nie ma miejsca
na zmarnowane kadry.
Wskazówki zegara
cofają się…. Kobieta żyje jak w klatce; jej mąż traktuje ją jak swoją własność.
Ona potrzebuje czułości i troski, a
jedyne co dostaje to upokarzająca obojętność i – co gorsze - strach,
jak pająk, który z początku jest mały i
niegroźny, aż w końcu staje się potworem. Strach, bezsilność i zdesperowanie… W
jednej ze scen kobieta nie wytrzymując presji wyjmuje pistolet i… strzela. Ogromnych
rozmiarów pajęczak ucieka. Wreszcie bohaterka
patrzy w lustro. Bezgłośnie krzyczy, jakby prosiła o pomoc, biegnie na
oślep, wprost do okna. Biały, pusty kadr i urwana muzyka mówią wszystko. Jej
już nie ma, już znalazła spokój.
A mąż?
Mąż chyba nie uroni
nawet łzy, chociaż może dopiero teraz sobie uświadamia, jak puste będzie jego
życie bez niej. Jednak dalej chce mieć ją tylko dla siebie. Czyżby „można było
jej nie pochować”?
Zostawili za sobą
puste mieszkanie i tykający zegar.
Czy tak wygląda koniec?
„Dom starych kobiet” to film
dokumentalny z 1957r. wyreżyserowany przez Jana Łomnickiego. Narrator-
obserwator przedstawia kobiety, znajdujące się na końcu swojej drogi, którą
jest życie. Mieszkają w domu starości, gdzie w samotności czekają na śmierć.
Film, wzbogacony liryczną i smutną
muzyką, wprowadza w stan zadumy i pozwala na zastanowienie się nad starością,
która zazwyczaj bywa dla nas, młodych, czymś niewartym uwagi, budzącym lęk i
często ignorowanym, niekiedy nawet odrażającym. Jednak jest ona nieodłącznym
elementem życia każdego człowieka. Przecież wszyscy zmierzamy do końca. Nikt z
nas nie jest w stanie zatrzymać czasu. Ale mimo iż starość jest rzeczą
naturalną, nie chcemy jej. Natomiast film J. Łomnickiego, jego prostota,
autentyczność, ale również to, że historia została opowiedziana w sposób szczery
powoduje, że mamy szansę „oswoić się” z tym tematem.
We
wzruszającym „Domu starych kobiet” mamy do czynienia z prawdziwym obrazem
starości. Jest on pozbawiony dynamiki, nagłych zwrotów akcji. Obserwujemy
jedynie życie głównych bohaterek, które powoli żegnają się z nim. Sprawiają one
wrażenie smutnych i znudzonych. Wydaje się, że wszystko już widziały i
wszystkiego doświadczyły. Oglądają stare
fotografie i wspominają. Być może tęsknią za swoimi bliskimi, za ludźmi, z
którymi czuły silną więź, ale zostały przez nich opuszczone. Ostatnie chwile
życia spędzają bez nich. Ale nie brak im także radości, potrafią jeszcze
odnajdować w codzienności dobro. Czas jednak nieubłaganie biegnie, o czym bohaterkom
przypominają zegary i wybijane przez nie godziny, które jakby chciały
przypomnieć, że koniec jest coraz bliżej….
Oglądając
film miałam wrażenie, że bohaterki znajdują się w miejscu, które nazwałam
„umieralnią”- miejscu, gdzie odmierza się godziny do końca. Mieszkają tam tylko
dlatego, że są stare, a ich rodziny chyba nie miały ochoty (czasu? możliwości?)
się nimi zajmować. Przygnębiający jest dla mnie fakt, że u kresu życia zostały
zostawione same sobie. Tak jakby nie były już nikomu potrzebne. Zastanawia mnie
, gdzie są ich najbliżsi- dzieci, wnuki,
którym część z nich oddała sto procent siebie. Mimo to tak szybko stały
się niechciane. Czy nie zasługują na coś więcej? Czy to już wszystko, co czeka
je w życiu? Czy nie pozostaje im nic innego jak tylko dom starców, wspomnienia,
tęsknota i nadzieja na to, że po śmierci
zaznają spokoju? Czy starość może być powodem wykluczenia ze społeczeństwa? Tak
wiele pytań, ale na żadne nie ma jednej odpowiedzi…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz